Najlepiej w poniedziałek i środę. Planowałem też iść jutro, ale niestety będą jeszcze jakieś opady.
Na wrotkarni było fajnie, chociaż trochę jednak monotonnie - mimo urozmaiceń w postaci skoków to jednak dwie godziny jeżdżenia w kółko - lepsze niż nic, rzecz jasna. Co do samego skakania to odradzam przyzwyczajania się do atakowania przeszkód "na chama". Dużo lepiej jest nauczyć się samodzielnie oceniać swoje możliwości, żeby potem się nie dziwić, że "murek nie ustąpił". Zahaczenie o plastikową poprzeczkę to nie to samo co zahaczenie o betonowy mur czy metalową barierkę. Dobrze że przez większość czasu poprzeczkę trzymaliśmy na niskiej wysokości (50-60cm?), bo jest to podejście pragmatyczne - nie sądzę żeby ktoś z nas miał ochotę skakać przez metrowe przeszkody na płaskiej nawierzchni.
Druga sprawa - prędkość najazdu. W bezpiecznych warunkach można sobie najeżdżać dowolnie szybko na przeszkodę, ale na mieści pojęcie "bezpieczne warunki" jest martwe. Przy dużej prędkości łatwiej spóźnić wybicie lub też wybić się za wcześnie - możemy też nie zdążyć się odpowiednio ustawić. Nie polecam skakania z wybitnie niskich prędkości (co prawda jest łatwiej trafić odbicie, ale trzeba jeszcze się wybić pod odpowiednim kątem), Natomiast przy średnich prędkościach (10-15km/h, do 20 w każdym razie) skoki wychodzą najlepiej - w miarę łatwo się zorientować kiedy się odbić, potem można spokojnie wylądować.
Czego brakowało to jakiejś przeszkody "przestrzennej" - nad którą trzeba by przeskoczyć. Przy tej nawierzchni upadki nie powinny być bolesne, więc jakieś kartony /opony / coś w tym stylu. Można by ustawić wzdłuż albo wzwyż - symulacje różnych przeszkód. Bo często jest tak, że wystarczy nam wysokość 40-50cm, ale na odległość będzie trzeba polecieć 1.5m -2m (albo więcej) - z moich doświadczeń wynika, że 75-80% skoków na mieście jest "w dal" zamiast "w górę", np. schody.
Dziękuję wszystkim którzy mnie przywieźli i odwieźli